Mała rzecz, a cieszy
25-10-2006
Zima jest porą roku wymagają odmiennej strategii odzieżowej. Jednym z podstawowych jej elementów są rękawiczki. Osobiście uważam, że rękawiczki dla biegacza nie muszą grzać rąk, powinny raczej zatrzymywać endogenne ciepło wydzielane przez ciało podczas wysiłku fizycznego. Kolejnym zagadnieniem jest pot, mile widziane byłoby, gdyby w miarę możliwości odprowadzały go na zewnątrz. Obie te cechy posiadają rękawiczki biegowe zaopatrzone trzema paskami gdzieś w okolicy przegubu dłoni. W pierwszym kontakcie wydają się raczej cienkie i takie jakby niepozorne, czyli zgodnie z rzeczywistością. Po wyjściu w nich na trening, przy założeniu, że mamy do czynienia z temperaturą oscylującą w dolnych centylach skali celcjusza, innymi słowy ujemną, pierwszym wrażeniem jest brak komfortu cieplnego dłoni. Jednakowoż, już w trakcie rozgrzewki poczuć można normalizację temperaturową tej części ciała. Po jakimś czasie, na wierzchniej części dłoni pojawia się delikatny, białawy nalot znamionujący uruchomienie procesów termoregulacyjnych, potocznie zwanych poceniem, świadczący o zdolnościach na zewnątrz transportowych rękawiczek. Jeszcze nie znalazłem dokładnej korelacji pomiędzy szybkością wystąpienia oszronienia a temperaturą powietrza, ale z pewnością jakaś istnieje. Rękawiczki po złożeniu lub zrolowaniu zajmują mało miejsca, dzięki czemu w razie potrzeby łatwo je schować do kieszonki i nie wypychają jej zbytnio, dzięki czemu nie wpływają ujemnie na tzw. image biegacza, czyli wizerunek.
Reasumując, mała rzecz a cieszy, bawi i jest przydatna.
Ostatnią ich cechą, jednakże dość istotną, jest to, że w miarę przyjemnie wyciera się nimi nos, co zimową porą czasem jest przydatne.